Teoria Parasola – Mickaël Launay – recenzja
Pomyślmy – jak wielu z was pomyślało w szkole, że matematyka może być przyjemna, zabawna albo przynajmniej przydatna? To ostatnie może przemknęło wam przez głowę, ale pozostałe dwa prawdopodobnie nie.…
Ta ogromna ofensywa została wymyślona, opracowana i zaakceptowana przez najtęższe taktyczne umysły sił alianckich. A jednak nie udało się uniknąć błędów – w tym również utrzymania całego planu w tajemnicy.
Czas czytania: 3 min
Z wykształcenia archeolog, z zawodu bajarz, a z zamiłowania książkofil. Czyta książki i opowiada o nich na stronie przykominku.com. W lekturze najważniejsze dla niego są wywoływane przez słowa emocje. Poza tym grywa i tańczy w rytm muzyki dawnej – ze szczególnym uwielbieniem baroku.
Wojna rządzi się swoimi prawami. Nie można polegać na tym, że wszystko da się zaplanować – nawet w przypadku mniejszych i większych potyczek istnieje ogrom niewiadomych, które mogą wpłynąć na wynik. Najbardziej znaczącym czynnikiem są jednak ludzie – zwyczajni żołnierze, którym przyszło wykonać konkretne zadanie, a nie tylko taktycy i marszałkowie. Giles Milton w swojej książce „D-day” wiele miejsca poświęca właśnie żołnierskiemu aspektowi tej największej operacji desantowej w historii wojskowości.
Chociaż warto zaznaczyć, że w całej tej opowieści nie zabraknie też „wielkich nazwisk” – z obu stron frontu. Bardzo szybko pojawia się na przykład wzmianka o feldmarszałku Rommlu, który nakazuje stworzenie umocnień w pobliżu plaży, na której spodziewał się lądowania wrogich wojsk – jak się okazało, nie mylił się.
Desant wojsk sprzymierzonych był dokładnie zaplanowany i skoordynowany. Czy cokolwiek mogło pójść nie tak? Okazuje się, że i owszem, bo już na etapie planowania dowódcy wojsk sprzymierzonych mieli świadomość, że desant na plażach Normandii musi być okupiony silnymi stratami. Mimo to liczyli na spektakularne zwycięstwo. Ofiary były, i to spore, ale ich liczba wynikała nie tylko z silnego oporu wojsk niemieckich. Na skutek pomyłek, chaosu i warunków pogodowych część żołnierzy zginęła, lądując w wodzie lub na mokradłach. Cała ofensywa zaś skończyła się dużo skromniej, niż planowali, a następny etap zajął ponad rok. Powodów można szukać i szukać…
Ale Giles Milton nie szukał odpowiedzi na to konkretne zagadnienie. Autor skupił się na tym, jak postrzegali to wydarzenie ci, o których karty historii najczęściej milczą. Udało mu się dotrzeć do wspomnień uczestników po obu stronach frontu – komandosów, radiotelegrafistek, partyzantów czy asystentów sztabowych. Każdy z nich miał do opowiedzenia swoją historię – pełną żalów, obaw, smutków, strachu, ale także nadziei i nowych początków. I choć wszyscy oni pochodzili z różnych zakątków całego świata, to łączył ich właśnie D-day. W odróżnieniu od marszałków to oni patrzyli śmierci w oczy czy dbali o odpowiednie przekazanie informacji poszczególnym oddziałom.
Milton zdołał zebrać i na swój sposób sfabularyzować te wspomnienia – jednocześnie nie tracąc nic z zawodowej rzetelności. Dzięki temu ten jakże znany i opatrzony fragment działań wojennych z okresu drugiej wojny światowej zyskał całkiem nową twarz – a nawet tysiące nowych twarzy. Autor zadbał także o warstwę merytoryczną, która może zadowolić większość miłośników historii – przypisy i bibliografia to załącznik zawierający przynajmniej kilkadziesiąt stron.
Nowe oblicza akcji D-day możecie poznać już za ok. 38 złotych.
Przeczytaj też:
Z wykształcenia archeolog, z zawodu bajarz, a z zamiłowania książkofil. Czyta książki i opowiada o nich na stronie przykominku.com. W lekturze najważniejsze dla niego są wywoływane przez słowa emocje. Poza tym grywa i tańczy w rytm muzyki dawnej – ze szczególnym uwielbieniem baroku.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu